Jeżeli ktoś sądził, że obrazki, jakie oglądaliśmy po końcowym gwizdku w meczu Widzewa ze Zniczem to już szczyt temperatury przy Piłsudskiego, głęboko się myli. Równie gorące emocje trwać będą w kolejnych dniach. Włodarze klubu zbierają się, by wyciągnąć wnioski po zakończonym sezonie.
Pytanie numer jeden jest łatwe do postawienia: dlaczego mimo tak olbrzymich nakładów finansowych drużyna cudem wczołgała się do I ligi? Wątpliwości jest dużo więcej, ale w pierwszej kolejności trzeba odpowiedzieć sobie na tę pierwszą. Zakończony już sezon miał być jednym z przyjemniejszych, zatrudniona przed jego startem Martyna Pajączek postawiła wszystko na jedną kartę i zbudowała drużynę bardzo silną (w teorii), ale także bardzo kosztowną. W porównaniu do nakładów ponoszonych na pierwszy zespół w poprzednich latach, można było oczekiwać piorunującego efektu. Wiemy, że takiego nie było, a awans łodzianie zawdzięczają w bardzo dużym stopniu nieudolności rywali.
Jak to się stało, że przy takim zapleczu finansowym, organizacyjnym, infrastrukturalnym, szkoleniowym, medycznym, RTS musiał drżeć do ostatnich sekund spotkania w Katowicach? Znalezienie trafnej diagnozy będzie teraz obowiązkiem „właścicieli” klubu, czyli Stowarzyszenia Reaktywacja Tradycji Sportowych. Z tego, co się dowiedzieliśmy, mają oni zamiar debatować o sytuacji spółki niezwłocznie, a we wtorek dojdzie do Walnego Zgromadzenia Członków SRTS. Czy zapadną na nim jakieś wiążące decyzje, ciężko powiedzieć. Reaktywacja liczy obecnie dwudziestu jeden członków, więc można się domyślać, że w kolejnych godzinach trwać będzie burza mózgów i wymiana różnych koncepcji. W którą stronę podąży stowarzyszenie, może zależeć od tego, czyja frakcja zdoła przekonać pozostałych do swojego zdania.
Swoje zdanie na temat aktualnych działań w Widzewie wyrazili już kibice. W trakcie sobotniego spotkania na transparentach wywieszonych „Pod Zegarem” skrytykowano najważniejsze osoby w klubie. „Niezależnie, co się zdarzy – żądamy zmian w zarządzie i wśród piłkarzy”, „Pajączek, Pawlak, Kaczmarek – won z Widzewa”, „Stowarzyszenie RTS – za włodarzy klubu się uważacie, a klub od środka rozpie…lacie” – takie hasła można były wyczytać w trakcie starcia ze Zniczem Pruszków. Oberwało się więc wszystkim, od właściciela spółki, przez jego zarząd, aż po trenera i samych zawodników. Ci ostatni zresztą zostali także w ostry sposób pozbawieni przez fanów koszulek, jeszcze na murawie, gdy oczekiwali na końcowy rezultat meczu GKS – Resovia.
Oprócz pytań o przeszłość, Widzew musi też gorączkowo myśleć o najbliższej przyszłości. W kuluarach od dawna można usłyszeć, że klubowa kasa – łagodnie mówiąc – nie jest już wypchana pieniędzmi. Przed działaczami konieczność wypłacenia premii za awans, którą zapisaną w umowach ma wiele osób, z piłkarzami włącznie. Jeżeli dodatkowo zwycięży koncepcja kolejnej rewolucji i przy Piłsudskiego spadną głowy prezes Pajączek i trenera Marcina Kaczmarka, trzeba będzie wypłacić im spore odszkodowanie. Według różnych źródeł na premie i odprawy trzeba byłoby znaleźć od miliona do dwóch milionów złotych. Taką sumą RTS obecnie nie dysponuje, bo budżet wisi na włosku..
W klubie liczono, że zastrzyk gotówki pojawi się wraz ze sprzedażą nowej partii karnetów, ale będzie to trudne. Co prawda, w Polsce obowiązuje już możliwość przyjmowania kibiców w wysokości 50% pojemności stadionów, ale to wciąż tylko połowa tego, czym działacze dysponowali w poprzednich trzech latach. Nawet jeżeli kibice znów staną na wysokości zadania, wpływy ze sprzedaży abonamentów i tak będę o wiele niższe, niż przed sezonem 2019/2020, w którym wydano niemal wszystko co do złotówki. Może się więc okazać, że efekt koronawirusa dopadnie także – wydawałoby się – zdrowe finanse łodzian. Wciąż nie opublikowany został raport finansowy za rok 2019, ale nieoficjalnie od dawna słyszymy, że w poprzednim roku kalendarzowym wydano 17,5 mln złotych, a rachunki za pierwsze półrocze 2020 są jeszcze bardziej wygórowane.
Przed Reaktywacją Tradycji Sportowych gorący okres i nie mniej stresu niż na finiszu sezonu. Zdaniem wielu – zasłużonego. Nie chcemy pisać, że awans do I ligi może być przekleństwem, ale trzeba spojrzeć prawdzie prosto w oczy – obecnie nie wiemy, kto będzie zarządzał spółką, kto trenował piłkarzy (i jacy zawodnicy to będą) i skąd wziąć pieniądze na płynne zarządzanie. Tymczasem do rozpoczęcia nowego sezonu pozostały… cztery tygodnie!