Niemożliwe katusze przeżywają kibice Widzewa, śledząc losy ich drużyny w 2020 roku. Gdy już wydawało się, że łodzianie łapią wiatr w żagle i finisz sezonu będzie spokojny, skomplikowali sobie sytuację porażką w Rzeszowie. Znów im się jednak upiekło.
Gdyby piłkarze Marcina Kaczmarka odnieśli planowane zwycięstwo, wysiedliby z autokaru pod stadionem już jako I-ligowcy. Wszystko za sprawą porażki GKS Katowice w Stalowej Woli. Widzewiakom wystarczałby nawet remis „Gieksy”, ale cóż z tego, skoro nie potrafili oni zrealizować podstawowego warunku, jakim było pokonanie Resovii. Z przeciwnikiem, który nie wygrał od jedenastu (!) spotkań, RTS zagrał o wiele słabiej niż w środowym starciu ze Stalą. Zniknęła imponująca determinacja, walka o każdą piłkę, a do tego znów przydarzył się katastrofalny błąd. Tym razem popełnił go Hubert Wołąkiewicz, zapisując – pół żartem, pół serio – asystę przy golu Maksymiliana Hebla.
Mecz przegrano w niecodziennych okolicznościach. Zaczęło się od potrójnego knockdownu Daniela Tanżyny, który finalnie wylądował w szpitalu na badaniu głowy tomografem (na szczęście nic mu się nie stało, nabił sobie tylko guza), potem widzieliśmy „wielbłąd” Wołąkiewicza, a na końcu defensor, który zastąpił Tanżynę, musiał wejść do bramki, bo czerwoną kartkę dostał Wojciech Pawłowski. W sytuacji, gdzie goście mieli już wykorzystane wszystkie zmiany i wpuścić na murawę mogli tylko młodzieżowca. Wygrana w tak kuriozalnej sytuacji byłaby prawdziwym cudem.
Ten nie nastąpił, ale na szczęście Widzew może liczyć na pomoc rywali. Tym razem dłoń wyciągnął do czerwono-biało-czerwonych wspomniany GKS, którego porażka ze Stalą sprawiła, że drużyna Kaczmarka wciąż ma sprawy awansu we własnych rękach. Wystarczy pokonać w najbliższą sobotę Znicz Pruszków, by wyszarpać bezpośrednią promocję do I ligi. Bez konieczności gry w barażach, które mogą potoczyć się różnie. Nie oznacza to jednak, że położenie łodzian jest komfortowe. Spotkanie ze Zniczem samo się nie wygra, a trzeba pamiętać, że zagrać nie będą mogli nie tylko Pawłowski, ale też Łukasz Kosakiewicz. Jeśli RTS zaprezentuje się tak, jak w Rzeszowie, wcale nie jest powiedziane, że sięgnie po trzy punkty. Z drugiej strony, może nie będzie musiał. Jeżeli katowiczanie nie wygrają z Resovią, Widzew awansuje nawet… gdy przegra ze Zniczem!
Gratulować powoli można natomiast Górnikowi. Ekipa z Łęcznej wprawdzie zremisowała 2:2 ze Stalą Rzeszów i nie może już teraz otwierać szampanów. Pamiętajmy jednak, że za tydzień zagra z outsiderem z Legionowa, więc sprawa i tak wydaje się być przesądzona.