Mówi się, że ligę wygrywa się spotkaniami z dołu tabeli. Jeżeli tak, to Widzew o awans powinien być spokojny, bo z outsiderami radzi sobie dobrze. Niestety, by zrealizować cel, trzeba też odbierać punkty bezpośredniej konkurencji, a tu już jest dużo słabiej.
Niemal na półmetku pierwszej części sezonu, łodzianie zgromadzili 31 punktów. W oczy rzuca się przede wszystkim jedna statystyka – zaledwie trzy „oczka” wywalczone zostały w meczach z zespołami z czołówki tabeli. Piłkarze Marcina Kaczmarka nie wygrali z żadnym rywalem z pierwszej szóstki (miejsca 1-6 dają lub mogą dać awans), z trzema z nich remisując. Rozstrzygnięcia nie było w starciach z GKS Katowice, Górnikiem Łęczna oraz Olimpią Elbląg. Z Bytovią Bytów oraz Resovią zanotowano porażki. Zastanawiający jest także fakt, że większość tych potyczek rozegrano w Łodzi, a mimo to drużynie nie udało się pokonać kontrkandydatów do awansu.
Gdyby pod lupę wziąć wyniki osiągane przez zainteresowaną szóstkę w meczach pomiędzy nimi, w utworzonej małej tabeli Widzew zajmowałby przedostatnie, piąte miejsce. Mniej punktów w spotkaniach z czołówką zgromadził jedynie GKS, ale trzeba zaznaczyć, że katowiczanie w najbliższy weekend zagrają hitowe zawody z Resovią. Jeżeli przywiozą z Rzeszowa choćby remis, zepchną RTS na sam dół tej wirtualnej klasyfikacji. Najlepiej radzi sobie w niej Bytovia, mająca dziesięć punktów.
Pozycję czerwono-biało-czerwonych w ogólnej tabeli ratują wyniki osiągane z dolną częścią tabeli oraz jej środkiem. Jeżeli chodzi o ostatnią szóstkę, widzewiacy wpadkę zaliczyli tylko raz, przegrywając w Częstochowie ze Skrą. Pozostałe pięć spotkań wygrali. Dorzucili do tego również zwycięstwa ze średniakami, tracąc punkty jedynie w zremisowanym u siebie meczu z Garbarnią Kraków. Pozostałe spotkania, poza konfrontacją ze Zniczem Pruszków, do której dojdzie dopiero w najbliższą niedzielę, zostały wygrane.
Liczby przeczą więc teoriom wygłaszanym przez część kibiców. Mówienie, że Widzewowi łatwiej jest w pojedynkach z silnymi zespołami, chcącymi grać w piłkę, nie ma pokrycia w rzeczywistości. Piłkarze Kaczmarka punktowali najlepiej z tymi przeciwnikami, dla których porażka z czterokrotnym mistrzem Polski była wkalkulowana przed pierwszym gwizdkiem. Łodzianie dobrze czują się w roli zdecydowanych faworytów, nie gubią koncentracji i wywiązują się z zadania: zagrać, zwyciężyć, zapomnieć. Gorzej, gdy naprzeciwko nich stają rywale dużo bardziej jakościowi. Im na szczęście zdarza się potknąć na teoretycznie słabszej drużynie, co w ogólnym rozrachunku plasuje RTS w czołówce.
Przed ekipą z Piłsudskiego w tym roku jeszcze cztery potyczki: ze Zniczem (środek tabeli), Gryfem Wejherowo (dół), Bytovią (góra) oraz Błękitnymi (środek). Statystyki podpowiadają, że zawodnicy Marcina Kaczmarka zdobędą w nich osiem punktów i zimę spędzą w okolicach podium. Warto jednak zadać kłam liczbom i wywalczyć pełną pulę. Inaczej na wiosnę będzie nerwowo.