Widzew24.pl – wszystkie newsy o Widzewie w jednym miejscu

Wywiad własny z D. Dziekanowskim: „Wygrana Widzewa byłaby dla niego wielką sprawą. Dla Legii katastrofą”

photo
Widzew Łódź pożegnał go latem, teraz może szybko wrócić do Polski
photo
Futsaliści odpadają z Pucharu Polski
photo
Ekstraklasa odrobi dziś część zaległości
photo
Gigant zablokował transfer do Ekstraklasy. To legendarny działacz
photo
Tyle Widzew Łódź zapłaci za nowego skrzydłowego?
Facebook
Twitter
Email

Dla młodszych kibiców Dariusz Dziekanowski jest jedynie starszym panem z telewizji, ale starsi fani Widzewa doskonale pamiętają czasy, gdy były napastnik najpierw kupowany był przez łodzian za rekordowe pieniądze, a później za jeszcze większe oddany do Legii, niczym gorący kartofel. Porozmawialiśmy z tą kontrowersyjną wówczas postacią na temat kulisów tamtych zdarzeń, no i oczywiście o środowym klasyku przy Piłsudskiego!

– Zgodzi się pan ze stwierdzeniem, że mecz Widzewa z Legią, mimo różnicy w poziomach rozgrywkowych, będzie klasykiem?

– Myślę, że to jest przede wszystkim duża szansa dla Widzewa, gdzie apetyt na sukces jest ogromny. Będzie to okazja, żeby się przypomnieć i potwierdzić, że w ciągu najbliższych lat łodzianie będą chcieli być jednym z topowych polskich klubów.

– Występował pan w obu klubach. Czy w związku z tym można pana spodziewać się na środowym meczu?

– Tak, będę w Łodzi, ponieważ będę pełnił rolę eksperta w telewizji.

– Jak po latach wspomina pan okres spędzony w Widzewie? Przyszedł pan do świeżo upieczonego mistrza Polski, ale później już takich sukcesów nie było.

– Zdobyliśmy Puchar Polski, a rok wcześniej wicemistrzostwo, ale rzeczywiście, tego najważniejsze trofeum, jakim jest mistrzowski tytuł, nie wygraliśmy. Szkoda, ale w lidze była wtedy silna konkurencja.

– Przychodził pan do klubu za rekordowe wówczas 21 milionów złotych. Ta świadomość faktycznie mocno na panu ciążyła?

– Na pewno dla dwudziestojednoletniego piłkarza było dużym zaskoczeniem, gdy podano oficjalnie sumę transferową. Sądzę, że przez ten dwuletni okres, jaki spędziłem w Widzewie, a już z pewnością w ostatnim półroczu, byłem najlepszym zawodnikiem tego zespołu. Wydaje mi się, że klub i szatnia nie były jednak wówczas zbyt dobrze przygotowane na umiejętne wprowadzenie młodego chłopaka. Zwłaszcza takiego, za którego zapłacono tak duże pieniądze. Pamiętam, że jakiś rok po moim odejściu byłem w Łodzi na rozmowach, klub chciał, żebym wrócił, a to oznacza, że chyba dobrze oceniano mój pobyt w Widzewie. Po tych dobrych okresach, ale także momentach, gdy moja współpraca z klubem nie była najlepsza, najwyraźniej ceniono mój profesjonalizm, skoro po roku chciano mnie z powrotem. Widzew chciał wokół mnie budować nowy zespół.

– Jedną z osób, która ceniła pana najbardziej, był Śp. Ludwik Sobolewski. Pan podziela tę opinię, że to człowiek wyprzedzający własną epokę?

– Zdecydowanie. Wszyscy ówcześni piłkarze Widzewa i jego kibice wiele panu Ludwikowi zawdzięczają. On potrafił sprawić, że RTS był znaczącym klubem nie tylko w Polsce, ale i na mapie Europy.

– Prezes nie chciał pana zatrzymać przed przejściem do Legii? Jak długo się pan zastanawiał nad tym pomysłem?

– Pół roku wcześniej rozmawialiśmy o tym z prezesem. Powiedziałem mu wtedy, że chcę odejść z tego klubu i była akceptacja na ten ruch. Nie było tak, że mój transfer zaskoczył klub. Prawdą jest jednak, że po moim ostatnim meczu w barwach Widzewa, czyli tym finale Pucharu Polski, działacze namawiali mnie jeszcze, żebym został. Odmówiłem.

– I przez kolejne pół roku grał pan będąc „na walizkach”.

– Często jest tak, że gdy zawodnik zgłosi chęć odejścia, to jest do demobilizujące dla obu stron. Piłkarz się nie stara, myślami jest już gdzieś indziej, a klub przestaje wierzyć w uczciwość jego pracy. W moim przypadku tak się nie stało, traktowałem to wszystko, jak umowę zawartą z prezesem Sobolewskim. Cały ten czas starałem się grać jak najlepiej dla klubu, w którym byłem zatrudniony. Jak mówiłem, darzyłem prezesa dużym szacunkiem, ale muszę przyznać, że Widzew nie wywiązał się w 100% z zobowiązań wobec mnie.

– Zwieńczeniem pana pobytu w Widzewie był ten wspomniany finałowy mecz z GKS Katowice. Nomen omen rozgrywany na stadionie Legii, do której się pan przenosił.

– Tak. Tamto spotkanie nie było zbyt ciekawe, zakończyło się bezbramkowym remisem o tym, kto zdobędzie Puchar Polski miały decydować rzuty karne. Nie chciałem wtedy strzelać jedenastki, czułem, że nie jestem do tego gotowy. Może to potwierdzić trener Bronisław Waligóra, z którym rozmawiałem na ten temat przed konkursem karnych. Mimo wszystko podszedłem do jedenastki i… nie wykorzystałem jej. Szczęśliwie jednak wygraliśmy ten puchar, a blisko byliśmy też tytułu mistrzowskiego. Wszystko zaprzepaściliśmy tymi remisami. W przedostatnim meczu sezon straciliśmy gola w meczu z Motorem Lublin w 90. minucie. Gdybyśmy wygrali tamto spotkanie 1:0, z Górnikiem Zabrze w ostatniej kolejce gralibyśmy o mistrzostwo Polski. Wtedy wszystko byłoby możliwe, była szansa na dublet.

– Gdy wracał pan na łódzki stadion w barwach Legii, niemiłosiernie na pana gwizdano. Kibice nie mogli panu wybaczyć tych słów o łódzkim powietrzu, które panu szkodziły. To zdanie w wywiadzie Jerzego Chromika przeszło do historii polskiej piłki.

– Wyjaśnię to. W tamtym czasie w Łodzi była olbrzymia presja, skierowana na mnie, ale także ogólnie, na klub. Kibice chcieli, abyśmy zdobywali tytuły, stąd gorąca atmosfera. Gdy po meczu wsiadałem w samochód i jechałem w rodzinne strony, odcinałem się od tego wielkiego ciśnienia. To stwierdzenie o powietrzu, to była jedynie metafora. Każdy ma miejsce, w którym czuje się dobrze, nie odczuwa takiej presji, skierowanej na swoją osobę.

– Wracając do środowego meczu. Pańskim zdaniem Widzew ma szansę sprawić niespodziankę taką, jak w spotkaniu ze Śląskiem Wrocław, i pokonać także warszawski zespół?

– Myślę, że dla Widzewa byłaby to wielka sprawa, a jednocześnie duża tragedia dla Legii. Ona nie rozgrywa obecnie najlepszego sezonu, wcześniej zawiodła w europejskich pucharach, teraz zawodzi w lidze. Gdyby została wyeliminowana, w Warszawie nastąpiłoby trzęsienie ziemi. Tak, jak pan powiedział, Widzew stać było na pokonanie Śląska, więc to mówi samo za siebie. Na stadionie będzie komplet widzów i to piłkarzom doda skrzydeł.

– Zgodzi się pan, że faworytem będą jednak goście?

– Na pewno tak będzie. Legia musi przyjechać do Łodzi z myślą, że wygrana będzie jej obowiązkiem. To z kolei stwarza szansę dla Widzewa, który tak naprawdę może tym meczem tylko zyskać. Jeśli przegra, nic wielkiego się nie stanie. Dla legionistów będzie to spotkanie z gatunku tych, w którzy można wiele stracić.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
IMG_8937
Wrócić na dobre tory
Puszcza_Widzew_Klimek
Ostatni ligowy wyjazd w tym roku
Widzew_Zagłębie2
Wrócić do wygrywania w „Sercu Łodzi”!
Legia_Widzew_Alvarez
Czas na klasyk!
IMG_1762
Tam nas jeszcze nie było!
IMG_8937
Wrócić na dobre tory
Legia_Widzew_Alvarez
Czas na klasyk!
0
Would love your thoughts, please comment.x